wtorek, 16 września 2014

Akcja u Matiny: Polecamy książki na długie wieczory

Witajcie!
Matina ogłosiła zabawę, w ramach której każdy może podzielić się listą książek, które poleca zwłaszcza na dłuuuuugie jesienne czy też zimowe wieczory. Idealne do kawy/herbaty/gorącej czekolady, miękkiego kocyka i ciepłych skarpet oraz trzaskającego w kominku ognia (jeśli ktoś jest szczęściarzem i kominek posiada). ;)
Oto zasady:
  • napisać posta, zawierającego minimum 5 pozycji książkowych, które polecacie z krótką rekomendacją,
  • zamieścić na blogu podlinkowany banerek, a jeżeli ktoś nie posiada bloga - wysłać listę książek na maila Matiny i banerek udostępnić na FB.
Dołączam do akcji i zachęcam do tego również Was. Na pewno nie tylko ja chętnie skorzystam z czyjejś rekomendacji. A nuż zdecyduję się sięgnąć po pozycję książkową, nad którą normalnie przeszłabym obojętnie.

Moja lista książek (kolejność przypadkowa)

1. "Karolcia" Marii Krüger
2. "Dżuma" Alberta Camusa
3. "Sto lat samotności" Gabriela Garcíi Márqueza
4. "Szalone życie Rudolfa" Joanny Fabickiej
5. "Ręka" Henninga Mankella
6. "Ptasiek" Williama Whartona
7. "Łowcy głów" Jo Nesbø
8. "Nie mów nikomu" Harlana Cobena
9. "Chemia śmierci" Simona Becketta
10. "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" Stiega Larssona

Większość to tytuły, które towarzyszyły mi w ważnych momentach życia, przez co szczególnie zapadły mi w pamięć lub książki, które zmieniły mnie samą i sposób, w jaki postrzegałam swoje życie i pewne sprawy. Czasem po prostu był to opowieści, które idealnie wpasowywały się w moment i dawały mi to, czego akurat potrzebowałam. Głównie w kwestii uczuć i emocji.
Wrzucam tu zdjęcia tych wydań, które akurat czytałam.
Karolcia to mała dziewczynka, która stała się posiadaczką niesamowitego niebieskiego koralika. Ów koralik posiadał moc spełniania marzeń. Dziewczynka bardzo chciała uszczęśliwić dzięki niemu nie tylko siebie, ale również innych ludzi. Niestety, o koraliku marzyła także zła czarownica Filomena. Karolcia wraz ze swoim przyjacielem Piotrem starają się ochronić zaczarowany paciorek, co staje się przyczynkiem do wielu przygód.
Dla mnie to magiczna opowieść. Kiedy o niej myślę, czuję błogość i beztroskę, które towarzyszyły mi podczas czytania. Byłam wtedy w szkole podstawowej i sama zamarzyłam o takim koraliku, który spełniałby moje i innych życzenia. Przyznam się Wam, że dostałam w tamtym czasie uroczy pierścionek z szafirowym oczkiem, który stał się dla mnie właśnie takim magicznym paciorkiem. To były cudowne, beztroskie czasy...
Może wyda się dziwne, że polecam książkę, która jest lekturą (dla niektórych wybitnie nudną), ale na mnie "Dżuma" zrobiła ogromne wrażenie. I nie chodzi tu o kwestię tej bezwzględnej plagi, która przyniosła tak wiele bólu i cierpienia. Z jakiegoś powodu o wiele bardziej poruszyła mnie postać matki doktora Rieux. Wspaniałej, ciepłej osoby, która milczeniem wyraża więcej troski i uczucia niż ktokolwiek inny. I moment, w którym czuwa wraz z synem przy łóżku ich chorego przyjaciela, robiąc na drutach i co chwile na niego spoglądając. Czytając tę książkę na zajęcia z języka polskiego (na konkretny termin), nie czułam żadnego przymusu. Przy akompaniamencie muzyki z internetowego radia OpenFM (stacja Chillout) wytworzyłam więź z tym utworem. Dodatkowo, książka jest dosłownie skarbnicą bardzo ciekawych cytatów. Gorąco polecam.
O książce "Sto lat samotności" krążą skrajne opinie. Historia rzeczywiście mnie nie zachwyciła, a ilość postaci przyprawiała mnie o zawrót głowy. Nie potrafię przytoczyć z pamięci całej opowieści, ale nie treść mnie zachwyciła. Czytałam ten utwór będąc na studiach. Czułam się wtedy bardzo samotna, ponieważ dużo czasu spędzałam poza domem, a domator ze mnie podręcznikowy. Przesiadując na uczelni, w oczekiwaniu na zajęcia, zagłębiałam się z ten magiczno-realistyczny świat i historię rodu Buendiów. I taką myślą, która kołatała się w mojej głowie, po skończeniu lektury, było to, że życie czasem gna do przodu i przepełnione jest niesamowitymi wydarzeniami, a czasem ciągnie się niemiłosiernie, nie wnosząc przy tym niczego ekscytującego - i dobrze. I ma prawo być zwykłe i nudne, bo to nie znaczy, że jest złe i mało istotne lub nieważne.
Polecam także całą serię książek Joanny Fabickiej o Rudolfie. Uwielbiam czasem wziąć do ręki książkę, która jest tak cudownie lekko napisana i zabawna. Co drugie zdanie parskałam śmiechem, a byłam starsza od głównego bohatera. ;) "Szalone życie Rudolfa", "Świńskim truchtem", "Tango ortodonto" oraz "Seks i inne przykrości" to zdecydowanie pozycje na szaro-bure wieczory. Ja do dzisiaj zachwycam się tym, że psa można nazwać Opona. Urzekające imię! ;)
Dużo osób zaczytuje się w książkach Henninga Mankella. Owszem, lubię je i planuję przeczytać wszystkie, bo do tej pory ledwie "liznęłam" jego bibliografię. "Rękę" polecam dlatego, że kocham postać komisarza Wallandera. Uwielbiam jego szare, nudnawe, nie do końca udane życie. A ta książka skupia się tylko na nim. Uwielbiam też to jak czas płynie sobie spokojnie, kiedy Kurt rozwiązuje kolejne sprawy zabójstw i morderstw. Niewiele książek oddaje w pełni faktyczny przebieg dochodzenia. Zwykle wszystko dzieje się szybko. Jest napięcie, jest dynamika. A tak naprawdę sprawdzanie wielu tropów to często nudne i żmudne zajęcie, a śledztwo idzie jak po grudzie. Za to kocham te książki. Za realizm. :) Za pokazywanie, że obraz życia pełnego zwrotów akcji, serwowany na wielkim ekranie, w którym nie ma miejsca na "zastój" to fikcja.
Ponadto, uwielbiam i polecam serial szwedzki o Wallanderze. Przez niego nie potrafię sobie wyobrazić Kurta inaczej niż jako komisarza o wyglądzie Kristera Henrikssona. I w ogóle nie drażni mnie fakt, że serial jedynie luźno opiera się na literaturze. Uważam, że na swój sposób na tym zyskał. A dodatkowo, przyjemniej oglądało mi się wersję BBC, w której odwzorowanie rzeczywistości książkowej jest bardzo wierne.
A tutaj jeszcze moja ukochana muzyka ze szwedzkiej serii - Anna Ternheim "Quiet Night".

W "Ptaśku" urzekły mnie opisy, ukazujące egzystencję ptaków, którymi opiekuje się tytułowy chłopiec. Cierpi on na chorobę psychiczną, a poznajemy go z perspektywy jego przyjaciela Al'a. Pamiętam, że czytałam tę książkę, huśtając się pod wierzbą, która rośnie przy moim domu. Czułam się wtedy jak ptak właśnie - wolna i niezależna. To zgranie chwil sprawiło, że książka zapadła mi w pamięć pewnie o wiele bardziej niż powinna.
Książkę "Łowcy głów" polecam dlatego, że zawiłość, a zarazem prostota historii są dla mnie urzekające. W ogóle bardzo mi się podoba skandynawskie podejście do życia. Wszystko wydaje się być mocno pokręcone, a na koniec okazuje się, że cały ciąg przedstawionych zdarzeń był bardzo konsekwentny, a przy tym ani odrobinę nudny. Nie będę się zagłębiać w fabułę, bo mogłabym coś zdradzić, a nie chcę psuć nikomu zabawy. Warto sobie przeczytać, zwłaszcza że nie jest to jakaś obszerna pozycja. :) Film też jest niezły.

Książkę Harlana Cobena "Nie mów nikomu" czytałam dwa razy, w tym raz w oryginale. To był jeden z pierwszych thrillerów, jakie przeczytałam i zachwyciła mnie ta historia. Intryga jest bardzo ciekawa i zaskakująca. Na pewno byłaby to przyjemna pozycja na długi wieczór, zwłaszcza dla fanów gatunku. Osobiście, zachwyciłam się także francuską ekranizacją książki i polecam ją gorąco. Pewne elementy zmieniono, ale na plus. Zwróciłam również uwagę na soundtrack i kompozycje -M-. Muzyka z filmu mogłaby stanowić przyjemne tło do czytania. ;)
"Chemia śmierci" to kolejna książka z gatunku thrillerów. Bardzo je lubię, a tę pozycję nabyłam w księgarni, jak tylko się pojawiła. I nie żałowałam. Pochłonęłyśmy ją razem z mamą w tempie ekspresowym, a potem niecierpliwie czekałyśmy na kontynuację. Pamiętam, że cały jeden dzień przesiedziałam z tą książką, bo po prostu nie mogłam się oderwać, póki nie wchłonęłam jej całej, do ostatniej kropki. Klimaty trupich ferm i sekcji zwłok są moimi ulubionymi. W gimnazjum marzyłam o karierze patologa sądowego. ;) Wraz z kolejnymi tomami, mój zachwyt nad serią malał. Mimo to, przeczytałam całą i nie mogę powiedzieć, żebym żałowała i uznawała ten czas za zmarnowany. Sprawdźcie sami. :)
Nie wiem dlaczego wpisałam tytuł "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" jako ten polecany. Nie zrozumcie mnie źle - uwielbiam tę trylogię, ale pierwszą część najmniej. W tym przypadku również przywiązałam się bardzo do postaci. Do Lisbeth. Pierwszy tytuł skupia się bardziej na Michaelu Blomkviście (nie wiem czy można tak odmienić to nazwisko :P) i rodzinie Vangerów, a Lisbeth pełni poboczną rolę. W "Dziewczynie, która igrała z ogniem" i "Zamku z piasku, który runął" bohaterką jest ona. W pełni. I to mi odpowiadało. Tak zawiła i tak przemyślana intryga oraz mnogość wątków mogą przyprawić o zawrót głowy. Cudowne jest to, że Stieg nie pominął niczego i żadnego z wątków nie pozostawił niedokończonego. Wszystko składa się w całość. Podziwiam, że można było to tak dobrze przemyśleć. I polecam całą trylogię. Wygląda na pokaźną rozmiarem, ale może się tak zdarzyć, że ledwo starczy na weekend. ;)

Na koniec chciałabym podkreślić, że to nie są recenzje książek. To po prostu moje przemyślenia i wnioski, które wyciągałam z przeczytanych opowieści. Są one ściśle związane z tym, co akurat wtedy czułam, czego mi brakowało i odzwierciedlają one moje potrzeby interpretacyjne na tamten moment. Każdy z książek czerpie coś innego zależnie od tego, w którym miejscu na ścieżce swojego życia się znajduje. A ja potrzebowałam właśnie tego, czym się tutaj z Wami podzieliłam. Mam nadzieję, że zachęcę kogoś do przeczytania chociaż jednej z wymienionych pozycji. Podejrzewam, że kilka z nich jest tak kultowych, że na pewno macie je już w swoim "czytelniczym dorobku".

Cudownych i długich wieczorów Wam życzę! :)

4 komentarze:

  1. Cześć kochana! :) Bardzo, bardzoooo się cieszę, że dałaś się namówić na wzięcie udziału w mojej pierwszej zabawie. To dla mnie dużo znaczy :) Cudowny zestaw książek, czytając o nich mam ochotę brać się po kolei za wszystkie (choć niektóre już czytałam) - to się nazywa zachęta! :) A tyle marudzenia nie wiadomo o co :P
    Dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie trzeba było mnie namawiać jakoś specjalnie do wzięcia udziału w zabawie, ale trudno by mnie było przekonać, żebym napisała posta o książkach sama z siebie. :P Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Co do "Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet" mam takie samo zdanie.
    Historia sama w sobie była super, mówię o zakończeniu, ale faktycznie dwie kolejne części przedstawiały przebiegłość i wspaniałomyślność skrytej Lisabeth :)
    Fantastyczne książki.
    Też miałam wybrać je do zabawy, ale postawiłam na chyba mniej znany tytuł.
    Nasza odsłona jutro :)

    Pozdrawiam!
    Ela K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miło, że ktoś podziela moje zdanie. :) Wasze propozycje książkowe są bardzo interesujące i na pewno po którąś sięgnę w jesienno-zimowy wieczór. :)

      Usuń

Dziękuję za poświęconą chwilę i pozostawiony komentarz :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...